sobota, 21 stycznia 2012

Podział ról, naturalne predyspozycje i inne podobne shity.

Prosty jak cep tekst o...

Kilka dni temu, parkując pod siedzibą pewnej firmy, zauważyłam ciekawą parę. On- niski (tzn jak na faceta niski) z brzuchem piwnym, o kwadratowym, spoconym, czerwonym ryju, szczecina na głowie krótko obcięta, małe oczka, brudna kurtka (widać było ślady wycierania łap o kieszenie) Ona- wysokie, czarne buty na 10 cm szpilach (to nic że na ulicy była ślizgawka) brązowy płaszczyk, twarz pociągła, z oczy waliło głupotą na kilometr. Zaparkowali, on poszedł do parkomatu, ona czekała przy samochodzie poprawiając czarne włosięta. Gdy mężczyzna powrócił dał jej kwit z parkomatu i polecił włożyć za przednią szybę, kobieta wzięła kwit i... włożyła za wycieraczkę, on na nią patrzy z dziwnym wzrokiem "ale, mówiłem Ci za szybę, gdzie masz przednią szybę?" Ona po chwili kontemplacji, wzięła kwit i położyła w środku, za szybą. Miałam ochotę zrobić facepalm, ale się powstrzymałam. Okazało się, że ta para zmierza w tym samym kierunku co ja. Szłam kilka kroków za nimi, chcąc czy nie, słyszałam o czym rozmawiają. Było coś o Chorwacji latem, o zajebistym, nowym "lapku", było coś o bieliźnie i... było coś o spieprzeniu samochodu, bo mężczyzna ów podjął się naprawy samochodu żeby na ciecia nie wypaść i efektem widocznie była droga wizyta u mechanika.
Tknęła mnie taka refleksja- nawet w takich przypadkach miewam ciekawe refleksje- że pewien rodzaj mężczyzn, przyciąga pewien rodzaj kobiet i oboje tworzą to, czego chętnie bym w naszym społeczeństwie nie oglądała, wywiozła na Madagaskar albo wystrzeliła w kosmos.

Wiele razy spotykam się z opinią, że samodzielność kobiet, oraz ich samowystarczalność, kończy się w momencie gdy trzeba nieść coś ciężkiego, gdy trzeba naprawić jakiś sprzęt albo zmienić koło. Ale idąc tą drogą rozumowania, musiałabym przyznać, że zaradność, samodzielność oraz możliwości intelektualne mężczyzny kończą się już przy takich błahostkach jak pranie, sprzątanie czy gotowanie... prawda, że przykre panowie? Ja wiem, że tak nie jest, bo rzeczywistość nie jest czarno biała. Mimo to, mamy w społeczeństwie takie chłopczyki, które bez check outu rzeczywistości, piszą coś o kobietach i mężczyznach. Takie chłopczyki mając lat 21, będąc kawalerami piszą coś o małżeństwach i małżeńskich sprawach. Takie chłopczyki korzystając całe swoje życie ze środków komunikacji miejskiej, bredzą coś o męskiej powinności jaką jest znanie się na motoryzacji i umiejętność naprawienia każdego sprzętu, w tym głównie samochodu. Ja jeszcze nigdy nie poprosiłam faceta by mnie wyręczył w noszeniu czegoś cięższego od pilnika czy kosmetyczki, co najwyżej zapłaciłam za usługę np w sklepie meblowym. Ubogacając mieszkanie o kilka gratów z Ikei, wnosiłam wszystko sama wraz z koleżanką, transport tylko to przywiózł bo wnoszenia na III piętro już nie opłaciłam (czasami jestem sknerą, nawet jeśli kręgosłup ma mnie przez to boleć tydzień). Moja koleżanka wparowała wczoraj na stację benzynową i poprosiła o olej- półsyntetyczny do silnika benzynowego- na co sprzedawca zareagował dziwnie, pytając czy aby na pewno taki i czy może sprawdzić poziom, a może jeszcze olej dolać? Na co koleżanka odpowiedziała grzecznie "nie, dziękuję, poziom sprawdziłam przy okazji wymieniania płynu do chłodnicy" Faceta zamurowało, nie prosiła go o pomoc, poprosiła tylko o konkretny olej. Niestety, taki facet może później usiąść do blogowania i pisać coś o nieporadnych kobietach, które zawsze proszą o pomoc w każdej błahostce. Dużo kobiet nie korzysta z pomocy do tak trywialnych rzeczy, posiadanie samochodu bowiem obliguje do pewnej, podstawowej wiedzy i podstawowych umiejętności w jego utrzymaniu i eksploatowaniu. Ja pokochałam drobne robótki na swoim starym pececie, teraz się rozleniwiłam, nowe sprzęty nie wymagają już tyle dłubania a w razie awarii, idę do serwisu, płacę i mam to w tyle, ewentualnie kupię coś nowego. Nie wyobrażam sobie, żebym nie eksperymentowała w przeróżnych programach komputerowych (co na początku kończyło się ciekawymi awariami) mogłabym wymienić jeszcze pasję, w tym największą...ale dam sobie spokój, by ktoś mi znowu nie napisał, że robię siebie na ideał albo jakąś feministkę czy coś podobnego. Wielu mężczyzn nie widzi celowo, kobiet które sobie radzą, widzi te bezradne, czyli te które ma u boku najczęściej. Głupota ciągnie do głupoty, intelekt partnerki jest proporcjonalny do intelektu jej partnera, nie chcę wiedzieć zatem jaka jest żona Janusza Korwina Mikke. Mam swoją teorię, która mówi, że każdy facet ma taką kobietą, jaka odpowiada jego intelektowi i odwrotnie. Jest jeszcze kilka innych teorii, ale już nie będących mojego autorstwa. Mężczyzna, który chce by żona cały czas siedziała w kuchni i zajmowała się sprzątaniem, nie wie co z nią zrobić w łóżku - teoria nr1 . Mężczyzna, który uważa, że kobieta jest nie zdolna do rzeczy większych niż praca na kasie, sprzątanie, gotowanie i przewijanie pieluch- najprawdopodobniej spotykał same inteligentniejsze kobiety, z którymi sobie nie poradził- teoria nr 2. Obie te teorie są jakieś naciągane. Znam wiele kobiet, których osiągniętym szczytem marzeń, jest dobrze zarabiający partner i dziecko (a najlepiej dwoje). Nie potrafią one zbyt wiele, moja znajoma będąca przedstawicielką tego gatunku nawet dobrze nie umie gotować, jej potrawy mogą wywołać biegunkę albo wymioty. Są kobiety, które po prostu tak zostały wychowane, że wszystkie zajęcia są chłopięce, męskie a tylko tych parę, to zajęcia kobiece- takie kaleki nie potrafią później wypełnić poprawnie PITu, pojechać samochodem do mechanika (nie naprawić samodzielnie tylko zawieść do mechanika) czy nawet posługiwać się komputerem. Winny jest kto? Nie kobieta i jej umysłowe predyspozycje, tylko społeczeństwo i głupota mężczyzn. To się pomija- jakby to zjawisko robienia z wielu kobiet niezaradnych kalek- nie istniało. Za to chętnie się używa konstrukcji jak,  "babski umysł" czy "naturalne kobiece predyspozycje" albo "naturalne kobiece umiejętności". W takim razie ze mną, która skończyła studia i prowadzi własną działalność, nie narzeka na totalny brak wiedzy o motoryzacji, proste naprawy potrafi wykonać sama- jest coś nie tak? Jeszcze lepiej, gdy znajdzie się kretyn, który określi mnie mianem wyjątku potwierdzające regułę, nie licząc się z faktem, że takich "wyjątków" jak ja, jest kilka milionów w tym kraju. Czy ja mam zacząć mówić, że większość mężczyzn z racji na "naturalne, męskie predyspozycje" to kaleki nie potrafiące umyć garnka, nie umiejące uprać brudnych gaci, ofermy nie umiejące się zając własnym dzieckiem (wyprowadzić do szkoły, przewinąć, zrobić kanapkę), matoły nie potrafiące utrzymywać normalnych relacji, gwałciciele, psychopaci, agresorzy? To nie jest fair, to nie jest prawdą i to krzywdzi.

Mówi się, że kobieca logika jest pokręcona i nie do pojęcia, ale jak to jest z męską logiką? Wpierw jest larum, że kobiety chce się na siłę posyłać w męski świat, na siłę zaganiać do pracy, wypychać emancypacją itp czyli czynić zaradnymi.  Później jest lament, że żony tylko ciągną kasę, nie potrafią sobie koła zmienić i jedyne o czym myślą, to nowa kiecka. To w końcu czego wy panowie chcecie? Wpierw chcecie kobiety, która będzie zajmować się ogniskiem domowym, dzieckiem i będzie was kochać, nie musi być wykształcona- żeby czasem nie była inteligentniejsza- a później narzekacie, że ciągnie kasę od was, że nic nie potrafi zrobić, że tylko siedzi w garach i marudzi to czas poszukać kochanki. Kto jest na tyle pierdolnięty, żeby prezentować publicznie taką "logikę" i nazywać ją mądrością, naturą i prawdą? Idąc tropem pewnego blogera- który to pisał, że kobiety nie radzą sobie na polu zawodowym, przegrywają z mężczyznami i że siedząc w domach, zwiększyłyby szansę na wyjście z dołka demograficznego- odkryłam, że chłopczyk ma lat 22, jest studentem dziennym. Zapewne utrzymują go rodzice, może stypendium socjalne (raczej za cienki w uszach jest na stypendium naukowe) Pracą się pewnie nie skalał, po studiach zapewne ma nadzieje dostać 4 tysie na rękę... ale po skończeniu kulturoznawstwa? No way. Tak jest często, ludzie nie mający o niczym pojęcia, pierwsi rwą się do pisania i oceniania, studenci dzienni piszą o trudach pracy zawodowej, kawalerzy piszą o małżeństwach, nastolatki piszą o dorosłym życiu, katolicy piszą o ateizmie, filozofowie za 3 grosze piszą o ekonomii albo fizyce, kobiety piszą stricte o męskim umyśle a mężczyźni stricte o kobiecym (i to nie w kontekście naukowym). Faceci, którzy w życiu koła nie zmienili, piszą coś o tym, że kobiety z takimi zadaniami od razu lecą do mężczyzn, zawsze grają macho, zawsze są specjalistami, potrafiliby naprawić wszystko, od maszynki do golenia po prom kosmiczny, potrafili by- niczym McGyver- sklecić śmigłowiec bojowy z długopisu, starego procka i sznurka. Mój były mówił, że krzyczą najgłośniej ci sami, którzy nic nie potrafią.

Właściwie to o co chodzi z tym całym wrzaskiem odnośnie równouprawnienia? Nie rozumiem, co złego jest w kobiecie, która interesuje się informatyką i pragnie ją zgłębiać na uczelni, co złego jest w kobiecie, która chce być naukowcem i w tym kierunku się kształci, co złego jest w kobiecie, która idzie na wydział mechaniki i robotyki? Co jest śmiesznego w kobiecie, która potrafi zmienić koło, wymienić tarcze hamulcowe, silniczek od wycieraczek albo po prostu...zmienić olej? Coś wam to odbiera? Godność? Penis traci kilka centymetrów? Raz gdzieś przeczytałam, że równouprawnienie ma na celu wykastrowanie męskiego społeczeństwa, odarcie z godności i naturalnych cech, nie jestem pewna, ale to chyba był blog JKM albo kogoś podobnego. Jak do ciężkiej cholery, równouprawnienie ma doprowadzić do wywłaszczenia mężczyzn z ich zajęć, zainteresowań, życia zawodowego??? Mówi się, że współczesne kobiety zamiast myśleć o macierzyństwie, rzucają się w pogoń za pracą i wykształceniem. Jaki bezmózg płodzi takie androny? W Polsce żeby żyć godnie, to trzeba się nie raz bardzo napracować, ja współczuje facetowi, który musi harować przez 12 godzin i to cały tydzień, żeby utrzymać siebie i żonę. Takich nie jest wielu, w większości związków, oboje pracuje na wspólną przyszłość. Tylko współczuje też kobiecie, która po powrocie z pracy musi jeszcze biegać koło męża - świętej krowy. Nie rozumiem też, dlaczego- gdy narodzi się dziecko - to często jest mowa o obowiązkach macierzyńskich a nie RODZICIELSKICH, przecież rola tatusia nie kończy się na włożeniu i wyciągnięciu... karty z bankomatu. Jest jeszcze jeden argument, który mnie po prostu przyprawia o ból głowy, mianowicie- kobiety nie dokonywały żadnych wielkich odkryć, nie pisały mądrych książek, nie uczestniczyły w rozwoju nauki- no pewnie że nie uczestniczyły! Jeszcze 200 lat temu, kobieta na uczelni była nie mile widziana, w średniowieczu kobiety, które chciałby zgłębiać astronomie, matematykę czy fizykę, po prostu torturowano albo palono na stosie. Kobietom nie wolno było uczestniczyć w życiu publicznym, większość krajów na świecie, gdzie kobiety mogą brać czynny udział w życiu politycznym, dało im to prawo dopiero w ubiegłym wieku, podobnie było z dopuszczeniem do edukacji. Skoro tak było, to jak do kurwy nędzy, miały coś odkryć i uczestniczyć w rozwoju nauki?! Hypatia była kobietą bardzo mądrą, naukowcem, co się z nią stało?- kto oglądał Agorę a później pogrzebał trochę w historii, ten chyba zrozumie. Kobieta, która dobrze zarabia to wróg, nie wiem dlaczego, ale często tak jest. W pracy nie raz (ale nie zawsze jak twierdzą niektóre) kobieta spotyka się ze "szklanym sufitem" byle nie mogła pójść wyżej, bo jakiś baran z małym ego, popłacze się jak małe, słabe dziecko, że przegrał z kobietą... no jebana piaskownica.

Dziś kobiety mają prawo się uczyć (chociaż nie wszędzie na świecie) mogą głosować, prowadzić samochody, zakładać firmy i samodzielnie decydować o swoim majątku, ale i tak niektórzy panowie dokładają wszelkich starań, by im to obrzydzić, twierdząc że to dla nich nienaturalne. Dla mnie naturalna jest chęć przetrwania i ciągłe poszukiwanie rozwiązań, by łatwiej i wygodniej żyć, to nie jest tylko męska cecha, to po prostu ludzka cecha. Dziś by godnie żyć, trzeba się kształcić i pracować- taka prawda. Kobiety też mają pasję, inne niż gotowanie czy czytanie ploteczek o gwiazdach, coś w tym dziwnego? No niestety dla niektórych tak. Jak kobieta interesuje się np. motocyklami, to już znajdzie się stado baranów, które ją wykpi, postara się przekrzyczeć (nie odróżniając czasami marek motocykli i myląc modele) by pokazać, że ma większą "wiedzę" a na koniec nazwie jak? No feministką. Szkoda, bez samorealizacja jest tym czymś, z piramidy potrzeba drodzy panowie, a piramida ta przedstawia potrzeby ludzkie. Nie wiem skąd to się bierze, pewnie Freud gdyby żył i dalej prowadził badania, też by nie odkrył prawdy, skąd w niektórych mężczyznach tyle zawiści, zazdrości i jadu. Ja nie twierdze, że należy kobietom oddać całą władzę, wysłać do kopalń i zachęcać, by wstępowały do wojska, ale takie banały jak równe płace, równe prawa na polu rodzicielskim, równy dostęp do edukacji i polityki, nie są chyba niczym nadzwyczajnym i bulwersującym. Jeśli jakieś mają na tyle siły, by iść do wojska to proszę bardzo, w Izraelu służą kobiety i jakoś Izrael nie stał się przez to słabym państwem, które ciągle przegrywa wojny. Nie twierdzę, że kobieta będzie lepszym żołnierzem, nie będzie, ale zawsze może być tak, że wypełni tą lukę, w której słaby jest żołnierz - mężczyzna. Nie jestem wcale zwolenniczką parytetów, bo w polityce powinien przeważać jeden parytet- ludzi mądrych. Upychanie w polityce na siłę kobiet pokroju np Beaty Kępy, to jest zbrodnia po prostu. Nie chcę jakiegoś stwarzania sztucznych pozorów, że jest ok, nie chcę sztucznej grzeczności, szarmanckich gentelmenów, którzy będą całować w łapkę a za plecami ten "szklany sufit" podklejać taśmą, żeby nie pękł. Chce po prostu odpierdolenia się od pewnych praw, bez sztucznej grzeczności. Jeśli ktoś teraz zapyta, czy w takim razie można kobiecie dać w papę skoro mamy równouprawnienie, to proszę bardzo, pewnie że można. Kobiecie i tak często daje się w papę więc o co chodzi? Tylko że przemoc fizyczna to jedynie patologia- no chyba, że kobieta faktycznie sobie zasłuży np awanturując się publicznie i ubliżając komuś. Jeśli ktoś zapyta, czy w takim razie upychać na siłę kobiety w policji, wojsku itd, to powiem...czytaj uważnie co piszę, bo już napisałam, że równouprawnienie to nie upychanie na siłę, tylko otwarcie furtki ale bez rozkładania czerwonego dywanu i wysyłania zaproszenia. Pewnie, że kobieta nie będzie we wszystkim równa facetowi a facet kobiecie, kobieta z racji cech fizycznych, jest słabsza od mężczyzny, chociaż przypadki są różne i też nie można mówić, że to się tyczy 100% żeńskiej populacji. Mówi się, że kobieta jest słabsza psychicznie, z pomocą przychodzi psychologia i psychiatria, które mówią że to gówno prawda, nie ma tutaj czegoś takiego, jest tylko wytrzymałość na różne rzeczy, w różnym stopniu. Nauki te potwierdzają, że jednak to mężczyzna jest ciut słabszy bo szybciej fiksuje, dlatego procent schorzeń psychicznych- warunkowanych czynnikami z zewnątrz- wśród mężczyzn jest nieporównywalnie większy. Ja się do tego przychylam, my potrafmy ryczeć z byle głupoty, to prawda, ale wielu z was, taką właśnie postawą jakiej poświęciłam ten wpis, udowadnia że słabo sobie radzicie z rzeczywistością.

Na koniec, żeby nie wypaść na taką straszną feministkę, którą już i tak zostałam bo śmiałam coś takiego napisać (coś, co myśli około 50% Polek) powiem tylko, że tekst się na szczęście tyczy jakichś 30% facetów, bo ku mojej radości, większość z nich to normalni ludzie.

A za parę dni- by równowagi stało się zadość- napiszę trochę o kobietach.

3 komentarze:

Ra pisze...

Jako, że uważam że nie poziom wykształcenia ani zawartość portfela świadczy o danej osobie, bo każdego w życiu mogą różne rzeczy spotkać, spotykałam się kiedyś z człowiekiem, który miał sporo niższe wykształcenie od mojego i mniej opłacalną pracę. Za mojej kadencji w jego życiu postanowił nadrobić braki w wykształceniu, poszedł do liceum wieczorowego, chciał zdać maturę a potem iść na studia i zdobyć upragnionego magistra. Wspierałam go w sumie byłam dumna, że postanowił coś zrobić ze swoim życiem. Psuć się zaczęło w momencie w którym postanowiłam zrobić doktorat. Wtedy stanął okoniem. Nie absolutnie nie, bo on przecież już doktoratu nie zrobi choćby nie wiem co. Wyszło szydło z worka, chęć kształcenia się nie była genezą pójścia do szkoły. Głównym i jedynym argumentem do podniesienia rangi naukowej był mój tytuł mgr przed nazwiskiem i chęć doskoczenia do niego. Na domiar złego jako, że z natury w pracach domowych, motoryzacji czy innych tego typu rzeczach jestem samowystarczalna i nie potrzebuję pomocy księcia na białym koniu czuł się gorszy. Zaczął rywalizować ze mną we wszystkim i o wszystko. Zaczęły się teksty iż kobiety naukowcy pogoni za karierą gubią istotę szczęścia jaką jest robienie mężowi obiadków itd. No cóż głupia byłam, wierzyłam w samorealizację a nie w zazdrość i urażone męskie ego.

Anonimowy pisze...

U podłoża homofobii i ginofobii leży wrogość Kościoła katolickiego wobec płciowości. Wyraża to doktryna grzeszności wypływającej z obcowania płciowego oraz stworzenie wzorców aseksualności jako cnót dominujących. Blisko dwadzieścia wieków infekowania mózgów wrogą człowiekowi ideologią, ukształtowało u wyznawców Chrystusa postawy homofobiczne. Ich zaprogramowano, zniewolono.
Gdyby im pozwolono myśleć samodzielnie, gdyby uwolniono z gorsetu dogmatyzmu, z pewnością wielu doceniłoby żywioł i spontaniczność w uczuciach.
Niestety, nie zostali uczłowieczeni.

Ra pisze...

Ja mam swoją tezę na to. Pierwsi biskupi byli impotentami :) Jak się chce ale nie może, to się robi tak żeby inni, którzy mogą nie chcieli :P

Prześlij komentarz

Komentuj w miarę przyzwoicie. Jeśli masz zamiar dodać do mojej osoby kilka epitetów- daruj sobie, komentarz zostanie usunięty, chyba że przegniesz pałę, to pokaże innym jakim jesteś burakiem i komentarz pozostanie. Jeśli mentalnie masz 13 lat i chcesz napisać coś w stylu "boże ale ty jesteś gupia" to dorośnij, wróć i może wtedy Twój komentarz pozostanie. Jeśli chcesz tutaj toczyć pianę z katolickiej miłości do bliźniego- usunę Twoje wypociny. Jesteś anonimem? PODPISZ SIĘ! Mała nowelizacja- jeśli wpadasz tu tylko po to, by atakować wypowiadających się na moim blogu, pardon ale... wypadasz.